czwartek, 6 września 2012

"Janosikowe" dobra

          Model rodzinny w Polsce jest specyficzny. Państwo popiera ogólne przekonanie, że bez rodziny nie ma społeczeństwa i że zdrowa rodzina to zdrowe państwo, jednak system socjalny nie rozwiązuje w sposób definitywny problemów biednych rodzin. Zasiłki rodzinne nie są dostatecznie wysokie, aby mogły ulżyć doli biednych dzieci,
a pomoc finansowa sprowadza się w zasadzie tylko do wypłacania  rodzicom doraźnie małych kwot pieniężnych.
Podstawowe pensje w Polsce nie zawsze wystarczają na pokrycie kosztów utrzymania, podczas gdy  wzrastające bezrobocie i bieda nie zwalniają naturalnie ludzi  z  potrzeby  zaspokajania głodu i pragnienia  korzystania z dóbr bardziej luksusowych.
To wywołuje zazdrość i frustrację w stosunku do tej warstwy społecznej, którą stać na wszystko.
Zrodzony z niespełnionych potrzeb drapieżny kapitalizm, który jest w Polsce, wymusza pogoń za pieniądzem pochodzącym często z niechlubnych źródeł: prostytucji zarobkowej studentek czy nieletnich, kradzieży samochodów na wielką skalę, handlu kradzionymi częściami i, co gorsze, narkotykami.
Tzw. śmieciowe umowy o pracę naturalnie nie rozwiązują problemu potrzeby zaspokojenia podstawowych potrzeb, a pogłębiają jedynie szarą strefę gospodarczą.
Do problemów natury egzystencjalnej dołącza jednocześnie problem nieprawidłowości modelu wychowania w typowej polskiej rodzinie: polega on na braku zainteresowania problemami dziecka, które często pozostawiane jest samemu sobie, bądź na nadopiekuńczości. Jednocześnie system wynagradzania i podporządkowywania sobie dzieci oparty jest na pieniądzach.
Ten sposób wychowania utrudnia dzieciom wejście w samodzielne życie i nie przygotowuje ich dostatecznie do dorosłości. Zamiast pomóc dzieciom zdobyć odpowiedni zawód, z którego mogłyby się w przyszłości utrzymać,  daje się im tzw. łatwe pieniądze, uzależniając je od siebie.
W rodzinie zachodniej dziecko również otrzymuje pieniądze, jednak nie przeznacza ich wyłącznie na przyjemności. Od najmłodszych lat dziecko uczone jest szacunku do pieniędzy, z których jest rozliczane. Najpierw dostaje ono parę centów, następnie w miarę upływu lat kwota ta (ustalona przez instytucję do spraw dzieci i młodzieży tzw. Jugendamt) jest powiększana. Status materialny rodzin nie ma tu żadnego znaczenia: wszystkie dzieci dostają taką samą kwotę, żadne z dzieci nie otrzymuje drogich prezentów pomimo tego, że rodzinę na nie stać. Dzieci zdają sobie sprawę, że na pieniądze trzeba zapracować i że nikt nie otrzymuje ich za darmo.
Państwa zachodnie w sposób autentyczny pomagają rodzinom. Biedne rodziny otrzymują od państwa mieszkania socjalne, samotne matki wychowujące dzieci mają specjalne dodatki związane z rachunkami i kosztami utrzymania, powstają sklepy dla biednych, w których za 1 euro można kupić wszystkie niezbędne produkty spożywcze.
Ten tzw. spokój socjalny jest oczywiście nierozerwalnie związany z podatkami, które autentycznie zasilają kasy socjalne. System podatkowy w państwach zachodnich jest bowiem niezwykle szczelny, a wszelkie ucieczki od rozliczeń są wychwytywane i karane.
Spójność instytucji państwowych jest również powiązana z instytucjami rodzinnymi, które wspiera bardzo mocno szkolnictwo zachodnie. To w szkole dzieci dowiadują się o różnych sytuacjach kryzysowych w  rodzinach. To tu właśnie nie tylko nie pozostają osamotnione ze swoimi problemami, ale uzyskują pomoc i wsparcie przy ich rozwiązywaniu. Jeśli rodzice mają problemy wychowawcze, dzieci pozostają pod opieką instytucji państwowych.
Źródła bogactwa na zachodzie Europy wynikają z pracy, wykształcenia i zapobiegliwości, i są społecznie akceptowane. Zresztą nie ma zbyt dużych rozdźwięków pomiędzy płacami w ogóle.
Natomiast w Polsce wykształcenie nie zawsze idzie w parze ze sprawiedliwie skomponowaną płacą: zdarza się, że ludzie z wyższym wykształceniem zarabiają o wiele mniej niż ci, którzy odpowiedniego przygotowania do wykonywanego przez siebie zawodu nie posiadają. Zły system społeczno-ekonomiczny sprzyja zawłaszczaniu majątku narodowego. Powstaje patologia, która polega na tym, że bogaci się bogacą, a biedni biednieją. Przeciętna rodzina polska musi się utrzymać za 1,5 tys. PLN. Paradoks polega na tym, że właśnie ta rodzina płaci największe podatki. Nie udrożniony system ściągania podatków, który odczuwają przede wszystkim biedacy, powoduje, że kasa państwowa jest pusta, ponieważ bogaci lokują zyski w dobrach luksusowych, w ten sposób pomnażając dalej jedynie własne majątki.
Jednym słowem Polsce potrzebna jest sprawiedliwość społeczna, spokój socjalny i autentyczna pomoc państwa. Chyba najbardziej oczywistym posunięciem byłaby moralność podatkowa, do której można byłoby społeczeństwo zachęcić, poprzez odebranie im możliwości kombinowania. Zawężenie przepisów prawnych z pewnością nie przysporzyłoby problemu znakomitym prawnikom, których należałoby jedynie dopuścić do głosu.
Polskie partie polityczne ciągle podają własne recepty na polepszenie sytuacji ekonomicznej.
Obiecują nawet wyborcom uczynienie z Polski "kraju kwitnącej wiśni" zamiast otwarcie określić możliwości polepszenia sytuacji Polaków poprzez likwidację złodziejstwa i korupcji, ujednolicenia płac, zrównania wszystkich wobec prawa i pokazania jedynej niezawodnej drogi do wzbogacenia się, jaką jest uczciwa praca, sprawiedliwa płaca, możliwość kształcenia zawodowego i oferty pracy po szkole, zgodne z wykształceniem. Bo od silnego prawa i równości wobec niego wszystkich obywateli zacząć należałoby rozwój Polski. Szumnie głoszona rozbójnicka zasada: odbierajmy bogatym, dawajmy biednym – jakimi posługują się różne populistyczne partie, ma na celu być może jedynie odwrócenie uwagi od istoty problemu. Tym bardziej że dopóki nie przebudujemy całego systemu prawnego, odbieranie komukolwiek jakichkolwiek dóbr w ogóle nie wchodzi w grę...




poniedziałek, 5 marca 2012

Deizacja i "detronizacja" sztuki...

Dawniej sztuka wyrażała odwieczne dążenie człowieka do nieskończoności i do zjednoczenia się z bóstwem.
Artyści koncentrowali się na wartościach uniwersalnych, a cześć oddawali bożkom, w które zresztą wierzyli.
Człowiek był odbiciem bogów, ale nie był ubóstwiany. Nawet faraonowie zdawali sobie sprawę, że bez bogów nic nie znaczą. Zaden X-siński z Egiptu nie uzurpował sobie prawa do hołdu należnego Bogu.
W obecnych czasach człowiek często dokłada wszelkich starań, aby sztuka nosiła znamiona
masochistycznych wizji, więc stara się tworzyć ją w krwawych bólach porodowych zrodzonych z nadnaturalnych doznań... Hasła o tym, że sztuka powinna szokować, obiegają świat i powodują renesans schizofrenicznych dzieł.
Im bardziej udziwnione czy pokrętne, tym lepiej. W niemieckim kościele daje się dzieciom obrazki, na których postaci świętych pokazane są w sposób pokraczny. W teatrze performence kobieta "rodzi" na scenie lalkę Barbi.
Dymiąca kupa, leżąca na plakacie, zdobywa poklask (i nagrodę). Sikające zwierzęta czy ludzie budzą uznanie, podczas gdy artyści koncentrują się głównie na wulgarnej seksualności czy  na zachwycie nad wydalaniem.
Ale nie tylko. Zdumiewa również skąpstwo niektórych wypowiedzi artystycznych: niemiecka sprzątaczka w Dortmundzie nie miała pojęcia, że czyszcząc miskę do czysta, zniszczyła dzieło znanego artysty, które przypominało połączone ze sobą drabiny, pod którymi znajdował się pojemnik z gumy na wodę. Na jego dnie utworzył się osad z kapiącej cieczy, podziwiany przez koneserów sztuki. Sprzątaczka uznała, że naczynie jest po prostu brudne... To dzieło było wyceniane na prawie 1 milion euro. Przegrało jednak w konfrontacji ze ścierką i miotłą.
 Współczesny świat cechuje liberalizm, a więc luźne podejście do wartości podstawowych. Liczy się tylko pieniądz i własne przyjemności. Obserwujemy to szczególnie w rozwiniętych społeczeństwach zachodniej Europy, np. w Niemczech.  Nawet w Kościele katolickim można spotkać modernizm, który zapewne ma na celu dotarcie do współczesnego człowieka z treściami wiary, ale jednocześnie zgodnie z zasadą, zniża się do poziomu zwykłego konsumpcyjnego obywatela i preferuje sztukę, która szokuje i jest wulgarna.


           Obraz pt: Ostatnia wieczerza jako święto życia, namalowany przez  Henninga von Gierke.
           Zdjęcie prasowe: Markus Hauck. Katedra w Würzburgu (Muzeum Diecezjalne)

W wielu kościołach niemieckich umieszcza się stacje drogi krzyżowej i inne sceny religijne, wykonane w Afryce.
W tym wypadku obserwujemy zachwyt i przyzwolenie dla prymitywizmu.
Nie mam nic przeciwko kulturze afrykańskiej, ale uważam, że  przenoszenie tej sztuki do naszego środowiska jest kpiną ze sposobu życia i biedy tych ludzi. Jeśli Afrykańczycy wyobrażają sobie Chrystusa w czarnym kolorze skóry, to jest normalne. Ale transponowanie tego obrazu na grunt europejski oddala naszą wiarę i kieruje ją na kontynent afrykański. 
Wiadomo że sztuka powinna pobudzać do refleksji i do zastanowienia się nad życiem i jego sensem. Ale są granice pomiędzy wartościami najważniejszymi dla człowieka, jak jego wiara, odniesienie do Boga czy wreszcie szacunek dla religijnych symboli a środkami wypowiedzi – nie za wszelką cenę.
Czynności wydalania czy jedzenia są naturalnymi potrzebami fizjologicznymi, które cechują każdą istotę żyjącą. Człowieka zaś wyróżnia jego intelekt, emocjonalność i zdolność do miłości.
Wydaje się, że należałoby jednak wyznaczyć granice, których artysta nie powinien przekraczać.
Sztuka nie powinna obrażać czyichkolwiek uczuć religijnych i wyszydzać symboli.
Nie powinna też "zasmakowywać" w fekaliach ani mieszać wyuzdaną nagość z sakramentalnością.
Sztuka powinna wychowywać. Chcemy przekazać młodemu pokoleniu zdrowe zasady.
Czyż młodzi ludzie nie powinni zrozumieć, że podstawową wartością każdego człowieka jest jego osobista relacja z Bogiem i z drugim człowiekiem?
Czy ideologia dorabiana do współczesnej sztuki ma na celu wyrobienie smaku artystycznego?
Wpojenie ludziom nowych zasad wartości etycznych? Czy chodzi tylko o korzyści materialne?...
A może jeszcze o coś więcej...