Dawniej sztuka wyrażała odwieczne dążenie człowieka do nieskończoności i do zjednoczenia się z bóstwem.
Artyści koncentrowali się na wartościach uniwersalnych, a cześć oddawali bożkom, w które zresztą wierzyli.
Człowiek był odbiciem bogów, ale nie był ubóstwiany. Nawet faraonowie zdawali sobie sprawę, że bez bogów nic nie znaczą. Zaden X-siński z Egiptu nie uzurpował sobie prawa do hołdu należnego Bogu.
W obecnych czasach człowiek często dokłada wszelkich starań, aby sztuka nosiła znamiona
masochistycznych wizji, więc stara się tworzyć ją w krwawych bólach porodowych zrodzonych z nadnaturalnych doznań... Hasła o tym, że sztuka powinna szokować, obiegają świat i powodują renesans schizofrenicznych dzieł.
Im bardziej udziwnione czy pokrętne, tym lepiej. W niemieckim kościele daje się dzieciom obrazki, na których postaci świętych pokazane są w sposób pokraczny. W teatrze performence kobieta "rodzi" na scenie lalkę Barbi.
Dymiąca kupa, leżąca na plakacie, zdobywa poklask (i nagrodę). Sikające zwierzęta czy ludzie budzą uznanie, podczas gdy artyści koncentrują się głównie na wulgarnej seksualności czy na zachwycie nad wydalaniem.
Ale nie tylko. Zdumiewa również skąpstwo niektórych wypowiedzi artystycznych: niemiecka sprzątaczka w Dortmundzie nie miała pojęcia, że czyszcząc miskę do czysta, zniszczyła dzieło znanego artysty, które przypominało połączone ze sobą drabiny, pod którymi znajdował się pojemnik z gumy na wodę. Na jego dnie utworzył się osad z kapiącej cieczy, podziwiany przez koneserów sztuki. Sprzątaczka uznała, że naczynie jest po prostu brudne... To dzieło było wyceniane na prawie 1 milion euro. Przegrało jednak w konfrontacji ze ścierką i miotłą.
Współczesny świat cechuje liberalizm, a więc luźne podejście do wartości podstawowych. Liczy się tylko pieniądz i własne przyjemności. Obserwujemy to szczególnie w rozwiniętych społeczeństwach zachodniej Europy, np. w Niemczech. Nawet w Kościele katolickim można spotkać modernizm, który zapewne ma na celu dotarcie do współczesnego człowieka z treściami wiary, ale jednocześnie zgodnie z zasadą, zniża się do poziomu zwykłego konsumpcyjnego obywatela i preferuje sztukę, która szokuje i jest wulgarna.
Obraz pt: Ostatnia wieczerza jako święto życia, namalowany przez Henninga von Gierke.
Zdjęcie prasowe: Markus Hauck. Katedra w Würzburgu (Muzeum Diecezjalne)
W wielu kościołach niemieckich umieszcza się stacje drogi krzyżowej i inne sceny religijne, wykonane w Afryce.
W tym wypadku obserwujemy zachwyt i przyzwolenie dla prymitywizmu.
Nie mam nic przeciwko kulturze afrykańskiej, ale uważam, że przenoszenie tej sztuki do naszego środowiska jest kpiną ze sposobu życia i biedy tych ludzi. Jeśli Afrykańczycy wyobrażają sobie Chrystusa w czarnym kolorze skóry, to jest normalne. Ale transponowanie tego obrazu na grunt europejski oddala naszą wiarę i kieruje ją na kontynent afrykański.
Wydaje się, że należałoby jednak wyznaczyć granice, których artysta nie powinien przekraczać.
Sztuka nie powinna obrażać czyichkolwiek uczuć religijnych i wyszydzać symboli.
Nie powinna też "zasmakowywać" w fekaliach ani mieszać wyuzdaną nagość z sakramentalnością.
Sztuka powinna wychowywać. Chcemy przekazać młodemu pokoleniu zdrowe zasady.
Czyż młodzi ludzie nie powinni zrozumieć, że podstawową wartością każdego człowieka jest jego osobista relacja z Bogiem i z drugim człowiekiem?
Czy ideologia dorabiana do współczesnej sztuki ma na celu wyrobienie smaku artystycznego?
Wpojenie ludziom nowych zasad wartości etycznych? Czy chodzi tylko o korzyści materialne?...
A może jeszcze o coś więcej...
Artyści koncentrowali się na wartościach uniwersalnych, a cześć oddawali bożkom, w które zresztą wierzyli.
Człowiek był odbiciem bogów, ale nie był ubóstwiany. Nawet faraonowie zdawali sobie sprawę, że bez bogów nic nie znaczą. Zaden X-siński z Egiptu nie uzurpował sobie prawa do hołdu należnego Bogu.
W obecnych czasach człowiek często dokłada wszelkich starań, aby sztuka nosiła znamiona
masochistycznych wizji, więc stara się tworzyć ją w krwawych bólach porodowych zrodzonych z nadnaturalnych doznań... Hasła o tym, że sztuka powinna szokować, obiegają świat i powodują renesans schizofrenicznych dzieł.
Im bardziej udziwnione czy pokrętne, tym lepiej. W niemieckim kościele daje się dzieciom obrazki, na których postaci świętych pokazane są w sposób pokraczny. W teatrze performence kobieta "rodzi" na scenie lalkę Barbi.
Dymiąca kupa, leżąca na plakacie, zdobywa poklask (i nagrodę). Sikające zwierzęta czy ludzie budzą uznanie, podczas gdy artyści koncentrują się głównie na wulgarnej seksualności czy na zachwycie nad wydalaniem.
Ale nie tylko. Zdumiewa również skąpstwo niektórych wypowiedzi artystycznych: niemiecka sprzątaczka w Dortmundzie nie miała pojęcia, że czyszcząc miskę do czysta, zniszczyła dzieło znanego artysty, które przypominało połączone ze sobą drabiny, pod którymi znajdował się pojemnik z gumy na wodę. Na jego dnie utworzył się osad z kapiącej cieczy, podziwiany przez koneserów sztuki. Sprzątaczka uznała, że naczynie jest po prostu brudne... To dzieło było wyceniane na prawie 1 milion euro. Przegrało jednak w konfrontacji ze ścierką i miotłą.
Współczesny świat cechuje liberalizm, a więc luźne podejście do wartości podstawowych. Liczy się tylko pieniądz i własne przyjemności. Obserwujemy to szczególnie w rozwiniętych społeczeństwach zachodniej Europy, np. w Niemczech. Nawet w Kościele katolickim można spotkać modernizm, który zapewne ma na celu dotarcie do współczesnego człowieka z treściami wiary, ale jednocześnie zgodnie z zasadą, zniża się do poziomu zwykłego konsumpcyjnego obywatela i preferuje sztukę, która szokuje i jest wulgarna.
Zdjęcie prasowe: Markus Hauck. Katedra w Würzburgu (Muzeum Diecezjalne)
W wielu kościołach niemieckich umieszcza się stacje drogi krzyżowej i inne sceny religijne, wykonane w Afryce.
W tym wypadku obserwujemy zachwyt i przyzwolenie dla prymitywizmu.
Nie mam nic przeciwko kulturze afrykańskiej, ale uważam, że przenoszenie tej sztuki do naszego środowiska jest kpiną ze sposobu życia i biedy tych ludzi. Jeśli Afrykańczycy wyobrażają sobie Chrystusa w czarnym kolorze skóry, to jest normalne. Ale transponowanie tego obrazu na grunt europejski oddala naszą wiarę i kieruje ją na kontynent afrykański.
Wiadomo że sztuka powinna pobudzać do refleksji i do zastanowienia się nad życiem i jego sensem. Ale są granice pomiędzy wartościami najważniejszymi dla człowieka, jak jego wiara, odniesienie do Boga czy wreszcie szacunek dla religijnych symboli a środkami wypowiedzi – nie za wszelką cenę.
Czynności wydalania czy jedzenia są naturalnymi potrzebami fizjologicznymi, które cechują każdą istotę żyjącą. Człowieka zaś wyróżnia jego intelekt, emocjonalność i zdolność do miłości.Wydaje się, że należałoby jednak wyznaczyć granice, których artysta nie powinien przekraczać.
Sztuka nie powinna obrażać czyichkolwiek uczuć religijnych i wyszydzać symboli.
Nie powinna też "zasmakowywać" w fekaliach ani mieszać wyuzdaną nagość z sakramentalnością.
Sztuka powinna wychowywać. Chcemy przekazać młodemu pokoleniu zdrowe zasady.
Czyż młodzi ludzie nie powinni zrozumieć, że podstawową wartością każdego człowieka jest jego osobista relacja z Bogiem i z drugim człowiekiem?
Czy ideologia dorabiana do współczesnej sztuki ma na celu wyrobienie smaku artystycznego?
Wpojenie ludziom nowych zasad wartości etycznych? Czy chodzi tylko o korzyści materialne?...
A może jeszcze o coś więcej...